Gdańsk jest właśnie
po marszu równości i wydarzenie to skłoniło mnie pewnych refleksji. Po pierwsze nie mogę zrozumieć jak można w
dwudziestym pierwszym wieku, w wielkim mieście, w demokratycznym państwie być
przeciwko równości. Przeciwnicy homoseksualistów, powinni
zrozumieć , że bez znaczenia jest fakt, czy oni są za, czy przeciw.
Homoseksualiści istnieją, chcą żyć, pracować, mieć rodziny i żaden sprzeciw tu
nie pomoże. Trzeba się pogodzić z innością innych ludzi, można nie zwracać na
nich uwagi, można mieć ich nawet gdzieś, ale nie można nikogo prześladować.
Agresja części Polaków, zapewne też katolików jest dla mnie o tyle
zastanawiająca, że religia ta mówi o miłości do bliźniego, przebaczaniu, dobru itd.
Zawsze byłam bardzo empatyczna i nie trudno mi sobie
wyobrazić sytuację, w której jestem dziewczynką, rosnę, dojrzewam, kochają mnie
rodzice, mam rodzeństwo, koleżanki, kolegów i niby normalne życie. Dlaczego
niby? Bo czuję jednak, że jestem inna. Mogę sobie wyobrazić także dzień, w
którym uświadamiam sobie „straszną” prawdę o sobie - jestem homo. I co teraz?
Jak powiem prawdę, to wszyscy mnie opuszczą? Czy mam udawać? Leczyć się? Grać
narzuconą rolę i wyrzec się siebie? Nie chciałabym być w skórze tej dziewczyny, ale też nie umiałabym jej opuścić.
Ludzie na ogół boją się tego, co inne i nieznane, choć zauważyłam,
że bardziej boją się mężczyźni, to właśnie mężczyźni-ojcowie, wypierają się
swoich homoseksualnych dzieci. Mogłabym zapytać: jakim trzeba być człowiekiem,
żeby z takiego powodu opuścić własne dziecko? Nie zapytam, bo każdy z nas przynajmniej
raz w życiu spotkał samotną kobietą z dzieckiem,
gdzie ojca ani widu ani słychu i jeszcze alimentów nie płaci.
Przyznam, że agresja bojowników o heteroseksualne
społeczeństwo mnie przeraża, nie rozumiem o co walczą. Czyżby chcieli
unicestwienia, zamykania w więzieniach, wywiezienia na bezludną wyspę?
Żyjmy i dajmy żyć innym:)
Trudno się nie zgodzić:)
OdpowiedzUsuń