Były kiedyś czasy, gdy nie
zastanawiałam się nad przyjaźnią. Tak
się składało, że zawsze miałam tzw. najlepszą
przyjaciółkę. W podstawówce miałam dwie, nasze drogi rozeszły się jednak.
Wyjechały daleko, kontakt z czasem się urwał. Noszę je nadal w sercu i wiem, że
gdyby zawitały w moje progi byłoby jak dawniej.
W liceum zyskałam jeszcze jedną przyjaciółkę, prawdziwą
perłę, którą kochałam i kocham do dzisiaj jak siostrę. Czasami nie widzimy się
po kilka miesięcy, ale to nic nie zmienia. Gdy się spotykamy jest tak, jakbyśmy
wczoraj się widziały, pełne zrozumienie, wysłuchanie, wygadanie, pełna
akceptacja. Mało kiedy czuje się coś takiego.
Najbliższa
jest mi jednak przyjaciółka z podwórka, z którą znamy się od dziecka. Mimo, że
chodziłyśmy do innych szkół, mimo wyprowadzek i innych zdarzeń życiowych, nadal
jest przy mnie. Mistrzyni słuchania, lojalności i wyrozumiałości, moja
troskliwa ostoja, moja pokrewna dusza, moja przyjaciółka. Los był łaskawy i
znów mieszkamy blisko siebie i jest pięknie.
One
nie są na moje każde zawołanie, jednak gdy są potrzebne przylecą. Jak czasem
zapomną o urodzinach, to się nie obrażam. Są dla mnie ważne, ciepło o nich
myślę, niczego nie zazdroszczę i nigdy ich nie zawiodę.
Z
nowymi przyjaźniami jest tak, że się nie tworzą, nawet jak znajomość rozwija się świetnie, to
potem umiera śmiercią naturalną. Każdy ma już tych swoich starych wypróbowanych
przyjaciół i chyba nie zależy już mu na następnych. Sama nie wiem. Nie raz
spotykam osoby, z którymi chętnie bym się zaprzyjaźniła, jest miło, a potem się
urywa, a szkoda.
Pozdrawiam miłych czytelników (jeśli się jacyś w ogóle trafią):)
:)
OdpowiedzUsuńMusisz być wyjątkową osobą skoro na swojej drodze spotkałaś tyle wyjątkowych kobiet. Pięknie napisane. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń